Tata na urlopie rodzicielskim

Artykuł Na podstawie podcastu:
Tata zostaje z dzieckiem w domu, mama wraca do pracy. Zjawisko rzadkie, a dla wielu osób zaskakujące. O przecieraniu nowych szlaków, o łamaniu barier kulturowych i społecznych rozmawiam z Krzyśkiem Pietraszewskim, ojcem Gai i Jagny. Ojcem, który na urlop rodzicielski się zdecydował.
artykuł Na podstawie podcastu
Mój gość:
Krzysztof Pietraszewski
Dyrektor artystyczny festiwalu Sacrum Profanum, dziennikarz muzyczny.

Pierwsze kroki w rodzicielstwie

Nic się nie wie. A nawet jeśli się wie, to rzeczywistość wywala tę wiedzę do góry nogami. Rodzicielstwa nie da się sobie wyobrazić. Nawet po zajęciach w szkole rodzenia.

Ten moment, w którym przebieraliśmy lalki – to było tak nienaturalnie trudne! Lalki z tymi sztywnymi rękami, których nie dało się wcisnąć w rękawki… Ja byłem po tych lekcjach przerażony, jak ja to swoje dziecko ubiorę. I kiedy robiłem to pierwszy raz, okazało się, że rączki współpracują, są elastyczne, mają stawy, które się ruszają nie tylko w jednej płaszczyźnie. To było duże zaskoczenie (…)

Teraz, odkąd jestem ojcem, weszło do mojego języka sformułowanie być przebodźcowanym i myślę, że w jakimś sensie to dobrze oddaje tamte uczucia pierwszego roku. Nie chcę idealizować tego okresu, że było w stu procentach wszystko idealnie, bo myślę, że nie ma czegoś takiego jak idealne rodzicielstwo. To jest chyba jedna z trudniejszych lekcji.

Wyobrażenie przed, a potem rzeczywistość, która wszystko weryfikuje. Nauka bycia rodzicem, nauka bycia ojcem to jest dla mnie ogromna lekcja pokory i właściwie tak ogromna, jakiej nigdy w życiu nie doświadczyłem i której doświadczam każdego dnia.

Jak bardzo jesteśmy nieprzygotowani do tego, żeby być rodzicem? Nie wiem, czy w ogóle da się do tego przygotować…

Kiedy stajesz się rodzicem, nagle następuje przetasowanie w marzeniach i potrzebach. Często na pierwszym miejscu ląduje sen, a sprawne uśpienie dziecka i odłożenie go do łóżeczka staje się osiągnięciem dnia.

To, jak się zamieniasz w ninja, który uśpił dziecko w chuście i próbuje z tej chusty się wyplątać i dziecko odłożyć do łóżeczka. A to jest niemal jak Mission Impossible. I to mówię dosłownie o tych scenach przemykania między laserami.

Z kim zostawiłaś dziecko?

A żona to ci pomaga przy dziecku? Trudno sobie wyobrazić, że pada takie zdanie. Ale słynne „dobrego masz męża, tak ci pomaga w domu” mamy na pęczki. Czy dzieci są bardziej matki niż ojca? Przy własnych dzieciach się nie pomaga, tylko nimi opiekuje.

Jeden taki bardzo jaskrawy przykład, który bardzo dobrze pokazuje tę mentalność wokół nas. Jak Maria wróciła do pracy po pół roku, to wśród jej współpracowników były reakcje typu szok, zdziwienie, z kim zostawiła dziecko… Maria mówi – „z ojcem”. Tak? To dziadek się zajmuje dzieckiem? Wiesz, ludzie są prędzej w stanie pomyśleć, że to jej ojciec zajmował się tym dzieckiem niż ojciec tego dziecka! Tak bardzo jest to nie do pomyślenia, że ojciec może wziąć ten urlop rodzicielski.

Do języka nie weszło nawet na dobre sformułowanie urlop rodzicielski, już nie mówiąc o urlopie ojcowskim. Ja dostawałem zasiłek – to też taka może drobnostka – ale jednak gdzieś tam kłuła, a potem traktowałem to z przymrużeniem oka – dostawałem zasiłek macierzyński na tym urlopie rodzicielskim. Tytuł przelewu przychodził jako zasiłek macierzyński. Więc to jest na wielu etapach umocowane, że to jednak nie jest typowe, żeby ojciec się zajmował dzieckiem.

Do tych wszystkich zdziwień, dochodzi jeszcze jedna sprawa – dostępność informacji na temat praw. Fakt, że ojciec może wziąć urlop rodzicielski czy ojcowski, wcale nie jest powszechnie znany. Zasady dzielenia się opieką nie padają w szkołach rodzenia, a ich świadomość pozostaje niska. Krzysiek i Maria mieli trochę łatwiej w tej kwestii.

Oboje jesteśmy po prawie… Te studia na pewno nas nauczyły jakiejś takiej większej uważności na regulacje różnego typu. Dostępność tych informacji wydaje się rzeczywiście ograniczona albo po prostu nie eksponowana tam, gdzie być powinna. Myślę sobie, że każdy pracodawca powinien być zobligowany do tego, żeby taką informację udzielać, jak tylko się dowie o tym, że dany pracownik się spodziewa dziecka.

My decyzję o podzieleniu się urlopem podjęliśmy wcześnie, miałem dużo czasu, żeby przygotować swojego pracodawcę na to, że skorzystam z tego prawa. To jest też element tej gotowości społeczeństwa na to – właściwie można tym zaskoczyć pracodawcę. I wydaje mi się, że trzeba takich sytuacji unikać. Nawet jeżeli to jest po prostu prawo ojca, to przez to, jak bardzo niecodzienne to jest, dobrze jest ten temat szybko przed pracodawcą postawić, żeby rzeczywiście mógł być na to przygotowany. 

A za tym prawem, za możliwością podzielenia się urlopem, idzie coś ważnego i pięknego.

Dla mnie to jest absolutnie naturalne i zwyczajne, że tak to się u nas odbyło, że przejąłem tę opiekę nad dzieckiem. Bardzo tego chciałem. Zależało mi na tym, żeby zbudować pełną, głęboką relację z dzieckiem. Praca wydaje mi się w tym wszystkim w jakimś sensie nieistotna o tyle, że dziecko jest z tobą na zawsze. Praca jest mimo wszystko na jakąś chwilę, nawet jeżeli ona trwa kilka lat.

Taka szansa zaopiekowania się tak małym dzieckiem, albo też poświęcenia mu tak dużej ilości czasu, tak dużej ilości uwagi, zdarza się raz czy dwa razy w życiu – tyle ile razy zdecydujesz się na rodzicielstwo, na kolejne dziecko. I to jest tak bardzo unikalna okazja, że żałowałbym z pewnością, gdybym z tego nie skorzystał.

Urlop rodzicielski to dziura w CV

Obawy o utratę pracy i kwestie finansowe – te przyczyny pojawiają się najczęściej, kiedy pada pytanie o branie urlopu. Czy ten czas z dzieckiem to rzeczywiście rodzaj przerwy? Stania w miejscu? Podzielenie się urlopem sprawia, że każdy z rodziców jest krócej nieobecny w pracy, każdy buduje więź z dzieckiem i zdobywa mnóstwo nowych kompetencji. Sporo plusów!

Poruszyłaś ciekawą strunę, bo myślę, że to doświadczenie zostania ojcem przekłada się mocno na umiejętności zawodowe w jakimś sensie. Ja pierwszy raz tego doświadczyłem, gdy kierowniczka działu w którym pracowałem, właśnie wróciła z urlopu macierzyńskiego. To była inna osoba! Był to rok z okładem. Urlop spowodował, że wróciła silniejsza, pewniejsza siebie, z jakimś takim większym bagażem życiowym, większym zrozumieniem dla nas wszystkich i w ogóle życia!

Ja czuję, że przeszedłem podobną zmianę. Rodzice nagle potrafią się lepiej organizować w życiu i potrafią lepiej wykorzystywać czas. Mama mi powtarzała jak byłem jeszcze dzieckiem, że kiedyś jak zostanę ojcem, to zrozumiem, co to znaczy być rodzicem. W takich sytuacjach, w których się nie dogadywaliśmy. Wtedy sobie myślałem tak, tak, jasne… Nie byłem w stanie w to uwierzyć, że tak jest, że to doświadczenie rodzicielstwa jest tak unikalne, że trudno je wytłumaczyć. I teraz doskonale to rozumiem.

Ta tak zwana dziura w CV denerwuje tym mocniej, że decydując się na rodzicielstwo, decydujemy się na wykonanie ogromnej pracy! Z jej efektów skorzystają wszyscy.

To jest może taki sposób myślenia, który jeszcze bardziej nie wszedł nam w krew. Nie powinniśmy mieć żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym, że korzystamy z prawa do opieki nad dzieckiem. Ostatecznie ten nowy obywatel, którego powołujemy na świat, bierzemy na siebie trud wychowania, wykształcenia i przystosowania do życia, jest też nowym członkiem społeczności, którą wspólnie tworzymy. Który – sprowadzając to do konkretu – będzie przyszłym podatnikiem… To jest może bardzo abstrakcyjne, bardzo odległe, długofalowe spojrzenie na taki projekt rodzicielstwa, ale ostatecznie ten współczynnik przyrostu naturalnego w Polsce mamy wciąż niewystarczająco wysoki. 

Dzieci zachowują się jak dzieci

Postrzeganie rodzicielstwa w społeczeństwie bezpośrednio wpływa na nasz stosunek do urlopów macierzyńskich i ojcowskich, do zostawania w domu z dziećmi, a nawet na poczucie własnej wartości. Internetowe szydery i nieustanne zdziwienie (a może i oburzenie), że dzieci nie postępują jak dorośli – to taki sobie klimat dla matek, ojców i… samych dzieci.

Wydaje mi się, że jako społeczeństwo powinniśmy wspierać wszystkich tych, którzy się na rodzicielstwo decydują, a czuję, że jest odwrotnie. Łatwo zaczęło nam przychodzić krytykowanie tych, którzy się na dzieci decydują. I mówię tu o takich absolutnie niskich internetowych akcjach typu „madka”, typu „bombelki”, które gdzieś atakują – koniec końców nie te konkretne mamy, nie te konkretne dzieci, tylko wszystkie!

Kawiarnia, restauracja, sklep – czyli trudne punkty na rodzicielskiej mapie wyjść. Uwaga, mamy ważne i przełomowe odkrycie:

Wszystkie dzieci są po prostu dziećmi, którymi my też kiedyś byliśmy. I wydaje mi się, że za dużo się pojawiło przyzwolenia na szydzenie, ironizowanie, śmieszkowanie z dzieci i matek. I też umówmy się – ktoś, kto nie doświadczył tego trudu pójścia do sklepu z dzieckiem nie wie, że w ogóle to jest trud. Albo do restauracji. To dziecko też z taką sytuacją trzeba oswajać. Dziecko się musi tego nauczyć. Myślę, że ktoś kto tego nigdy nie doświadczył, nie jest w stanie zrozumieć, jak drobne miny, gesty czy interwencje mogą dać w kość. Podkopać pewność siebie, w ogóle zablokować ludzi na takie wyjścia. A przecież jesteśmy częścią tego społeczeństwa, to znaczy tak samo mamy prawo do tego, żeby korzystać z kawiarni i restauracji, nie tylko tych, które mają kącik zabaw.

Jaga i Maciek

To się już nie powtórzy, czyli dwa słowa o więzi

Kiedy zaczyna się budować więź z dzieckiem? Jak mówi pierwsze słowa, jak sprawnie chodzi i można wybrać się na wycieczkę, jak umie kopnąć piłkę, jak można pójść razem do kina? Łatwo uwierzyć, że w tym pierwszym, drugim roku życia dziecka niewiele się dzieje. A jest dokładnie odwrotnie.

Fajnie by było, żeby ojcowie też mieli czas nad tą więzią popracować. I to właśnie w tych pierwszych kilku latach – psychologia mówi tu o trzech, czasem o pięciu, ale nie więcej. Później to już jest w jakimś sensie bazowanie na tym, jaką relację uda nam się na początku zbudować. I to wydaje mi się coś, o czym chyba też mało osób wie, mało osób jest tego świadomych. Większość ludzi podchodzi do budowania więzi i relacji bardziej na bazie rozmów, przygód, wycieczek itd. Takich wspólnych przeżyć, czyli jednak aktywności odkładanych na później, czy w ogóle de facto odbywających się później, zupełnie nie doceniając tych pierwszych dwóch, trzech lat, kiedy to dziecko jest jeszcze mniej wyposażone w różne formy komunikacji. Czas na który my dorośli patrzymy jako na czas, którego i tak nie pamiętamy.

To jest jeszcze jeden powód, dlaczego warto popularyzować i oswajać dzielenie opieki. To jest czas nie do przecenienia. Strach, czy mężczyzna da radę, jest oparty na złudzeniu, że każda kobieta rodzi się z umiejętnościami opiekuńczymi. Nikt się nie zastanawia, czy ona da radę. Jednocześnie mamy tyle wątpliwości, czy ojciec poradzi sobie ze zmianą pieluchy, czy poradzi sobie z wyciszeniem płaczącego dziecka… Zaryzykuję stwierdzenie, że umyć pupkę dzidziusia umie każdy, kto spróbuje to zrobić i się tego nauczy.

Dopóki nie znormalizujemy tej sytuacji, to trudniej będzie o tym inaczej mówić. Bo w jakimś sensie opisujesz stan faktyczny w wielu domach, a przynajmniej taki mentalny, może nawet nie faktyczny, bo może ten ojciec parę razy nie miał nawet okazji sprawdzić, czy potrafi, ale te mentalne bariery trzeba przełamywać.

I ja się też trochę z tym biję – jak o tym rozmawiać? Żeby trafić do mężczyzn – ej goście jak ja mam do was mówić, żeby was przekonać, że to jest OK i że dacie radę, a jednocześnie, żeby ich nie upupiać, potraktować ich podmiotowo, a przez te problemy, które są do przełamania, one ustawiają tę rozmowę tak, jakby właśnie ten mężczyzna był w jakimś sensie niezdolny do niektórych rzeczy, a to jest zupełnie nieprawda.

Dzielenie opieki na dzieckiem – dokąd zmierzamy?

Wiele mówimy o hamulcach na drodze do większego zaangażowania ojców w opiekę nad najmłodszymi dziećmi. Do listy dołożyć można lęk o niewpisanie się w panujący w danej chwili wzorzec męskości.

Chyba teraz coraz częściej – nawet jeżeli ojciec z pozoru wydaje się znacznie mniej zaangażowany – to i tak jest bardziej zaangażowany niż jego ojciec, gdzieś tam ten trend jest. Tylko mówimy o bańce, to trzeba być tego świadomym. Ja bym szukał przyczyn tego w jakimś podskórnym lęku o poczucie niemęskości, to znaczy zajmowanie się „kobiecymi sprawami” może być taką oznaką bycia niemęskim. Fajnie byłoby o tym wszystkim mówić – o ojcostwie – jako o nowym wyzwaniu zupełnie męskim.

Za rzadko mówimy, że facetom brakuje wzorców zaangażowanych ojców, że nasze pokolenie to wypracowuje. I chcę, żeby to był duży kapitał dla nas, dla pokolenia naszych dzieci. Może one widząc, jak te nasze domy funkcjonują, będą już oczekiwać właśnie takich rozwiązań, a na ten moment możemy tylko się starać o to, żeby takich wzorcowych przykładów było jak najwięcej w naszym otoczeniu. Zachęcać, rozmawiać, opowiadać napotkanym na ulicy ludziom, którzy się zainteresują tym, że jesteś ojcem na spacerze, jak to się stało?

Albo będąc takim mobilnym punktem informacji na temat tego, że właśnie mężczyzna też ma prawo do tego urlopu. Jak się o tym też tak mówi, że to jest twoje prawo, że to jest coś, z czego możesz skorzystać, nabiera to zupełnie innego charakteru.

Już idzie po schodach, słyszysz kroki. Wraca z pracy. Znacie to? Stanie w przedpokoju z dzieckiem na rękach i podawanie go osobie, której przez cały dzień nie było w domu? Każdy jest zmęczony na swój sposób, trudno się zrozumieć, trudno sobie nawzajem nie „zazdrościć”. Bo on zjadł w spokoju ciepły obiad. Bo ona nie musiała machnąć dwóch prezentacji i jechać do US. Bo on rozmawiał z dorosłymi ludźmi, a do toalety szedł bez dziecka wiszącego mu na nodze. Bo ona nie traciła nerwów w korkach i mogła siedzieć w domu w dresie.

Dopóki ten ojciec nie zostanie w domu, nie posiedzi z dzieckiem, to tak naprawdę nie jest w stanie w pełni docenić tego, co tam się dzieje. Co ta żona ogarnęła właściwie w międzyczasie. Jest takie narzędzie wykorzystywane współcześnie w firmach – żeby się zamieniać rolami ze współpracownikami, z innymi działami, żeby zobaczyć, co oni przechodzą. W miejscach gdzie narastają jakieś konflikty pomiędzy pionami czy pomiędzy działami, można taki shadowing zorganizować, częściowo zamieniać rolami.

Nie sugeruję zamiany żon, tylko zamianę zadań do wykonania, to bardzo zmienia perspektywę. Jest odświeżające i uwalniające od wielu krzywdzących uprzedzeń, wyobrażeń o tym, co jedno i co drugie robi. Tak naprawdę na co dzień wszyscy dajemy z siebie dużo, czy idziemy do pracy, czy opiekujemy się dzieckiem.

Tata w domu z dzieckiem – korzyści dla wszystkich

Pracodawcy, matki, dzieci i sami ojcowie – każdy zyskuje w tej zabawie. Krótsze nieobecności w pracy, nowe kompetencje, mniejsze znużenie, zrozumienie między rodzicami – z czym każdego dnia mierzy się mama, a z czym tata. No i wreszcie ten mały człowiek, który dostaje kontakt z dwoma bliskimi, a różnymi osobami. Krzysiek nie żałuje 😉

Duża przyjemność, duży kapitał i duża szansa, żeby z dzieckiem złapać głębszy kontakt, budować więź. Żeby nie patrzeć tylko na to bycie rodzicem, jako na opiekowanie się dzieckiem, zapewnianie takich podstaw – dziecko jest ubrane, najedzone, umyte. W jakimś sensie to schodzi na drugi plan. Całe jest brudne i z tego bycia brudnym szczęśliwe. To inne rzeczy stają się ważne. Tylko wydaje mi się, że do tego jest potrzebne właśnie to złapanie relacji na innym poziomie. I wydaje mi się też, że mamy łatwiej to łapią właśnie przez to, że są do tego społecznie zobligowane.

artykuł Na podstawie podcastu